Michał Neska (1971–2012)
Michał – Mike, jak go nazywali Egipcjanie i my w Stacji też – uczynił ze Stacji Archeologii Śródziemnomorskiej UW w Kairze naprawdę sprawny mechanizm. Nie to, by nikt przed nim, czy nikt po nim nie stawał na wysokości zadania. Michał robił to jednak z zapałem i skutecznością urodzonego zarządcy. Nie było dla niego sprawy nie do załatwienia, do każdej podchodził indywidualnie, czasem przewrotnie, i bardzo często osiągał sukces wbrew okolicznościom. Miał rzadki dar nawiązywania znajomości i koleżeńskich stosunków — zagadał, pożartował, zapytał o rodzinę, entuzjazmował się wygraną klubu Ahly, któremu kibicował, będąc zarazem zażartym kibicem Chelsea. Wszyscy go znali albo o nim słyszeli, wszystkie drzwi były przed nim otwarte, wiedział z czym do kogo uderzyć, kogo zapytać, gdzie szukać rozwiązania. Niemal mimochodem, zawsze z uśmiechem, zabiegany, troskliwy.
W Stacji w Kairze pojawił się po raz pierwszy w lipcu 2006 roku. Był już wtedy magistrem archeologii śródziemnomorskiej po studiach w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego i doktorantem Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Pracę doktorska pisał na temat rozwoju uzbrojenia i zmian w technice walki w drugiej połowie II tysiąclecia p.n.e. na obszarze Europy środkowej, Egei i starożytnego Bliskiego Wschodu. Odzwierciedlało to jego pogłębione studia z zakresu wojskowości i uzbrojenia, których zwiastunem była już praca magisterska, obroniona z wynikiem bardzo dobrym w 1998 roku, na temat rydwanów bojowych epoki brązu na Bliskim Wschodzie. Zrealizował również projekt badawczy sfinansowany ze środków Komitetu Badań Naukowych, koncentrujący się na wykorzystaniu konia przez człowieka na obszarze Bliskiego Wschodu od udomowienia do końca epoki brązu. Wystarczyło przysiąść w saloniku Stacji w Kairze i zagadnąć Michała o tematy związane z uzbrojeniem, a czas się zatrzymywał. Płynęły opowieści, zażarte dyskusje… Wielką frajdę zrobiliśmy mu przywożąc w prezencie stary miecz beduiński z Berenike.
Jak każdy archeolog szukał możliwości pracy na stanowiskach archeologicznych. Zaczynał w Polsce, w Płocku, uczestniczył jako student w praktykach wykopaliskowych na stanowisku Nea Paphos na Cyprze pod kierunkiem prof. Wiktora Andrzeja Daszewskiego, a następnie w Jiyeh i Chhim w Libanie, pod kierunkiem dr. Tomasza Waliszewskiego i dr. Sławomira Kowalskiego. W 1997 roku nawiązał stałą współpracę z polską misją archeologiczną w Libanie pod kierunkiem T. Waliszewskiego. To zaowocowało własnym projektem badawczym, realizowanym wspólnie z dr. Krzysztofem Jakubiakiem. Pod auspicjami Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego w 2003 roku ruszyła Misja Eshmoun Valley. Celem badań była prospekcja rejonu rzeki Auali (starożytnej Asklepios), położonego na wschód od starożytnego miasta portowego, Sydonu. Pod kierunkiem Michała odbyły się dwa sezony, w 2004 i 2005 roku. Zlokalizowano ponad 60 stanowisk archeologicznych od okresu neolitu po mamelucki. Z badań tych opublikowane zostały wstępne sprawozdania w roczniku Centrum (Polish Archaeology in the Mediterranean za rok 2004 i 2005).
Specjalizacja w prowadzeniu badań powierzchniowych umożliwiła Michałowi również współudział w projekcie sudańskim realizowanym przez dr. Michała Bieniadę z Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku i dr. Mahmouda El-Tayeba z Uniwersytetu Warszawskiego. Na przełomie 2005 i 2006 roku Michał brał udział w trzytygodniowy rekonesansie w Górach Nuba, na odcinku pomiędzy miejscowościami Debba i Merowe pomiędzy trzecią i czwartą kataraktą na Nilu oraz na Pustyni Bayuda. Zaowocowała też kolejnym własnym projektem, to jest rekonesansem archeologicznym w Etiopii w roku 2010. Snuł wtedy plany poprowadzenia własnych wykopalisk. W Etiopii zresztą spędził rok na kontrakcie w polskiej ambasadzie. Doceniono tam jego umiejętności organizatorskie oraz znajomość arabskiego i swobodę w nawiązywaniu kontaktów. W Etiopii znalazł wreszcie żonę, jakiej pragnął – ślub z urokliwą Betelhem, Etiopką, miał miejsce w 2011 roku w Warszawie, a w czerwcu urodziła im się córeczka, Cristina czyli Krystyna. Michał nie posiadał się z radości.
Jako asystentowi dyrektora Stacji w Kairze, Michałowi przypadła w udziale współpraca przy organizacji największego w ostatnich latach i ogromnie prestiżowego przedsięwzięcia, jakim była wystawa w Muzeum Egipskim w Kairze z okazji 70-lecia polskich badań nad Nilem. Michał był jednym z trybów wielkiej machiny organizacyjnej działającej równolegle w Warszawie i Kairze, ale jakże ważnym trybem. Jego znajomości w urzędach egipskich związanych ze Służbą Starożytności, umiejętność przekonywania, rozwiązywania i obchodzenia biurokratycznych przeszkód oraz zwyczajnie niespożyta energia dokonywała małych cudów. Zabytki z magazynów w odległych zakątkach Egiptu, nawet takie, co do których twierdzono, że się nie da ich stamtąd wydobyć, wszystkie dojechały na czas do Kairu, wykonano w terminie potrzebne wyposażenie, przeprowadzono niezbędną konserwację, dopięto na ostatni guzik sprawy organizacyjne związane z wernisażem. Razem z całym wielkim sztabem Michał mógł świętować wielki sukces tego przedsięwzięcia.
Nie była to pierwsza wystawa Michała. Wcześniej z podobnym zaangażowaniem współpracował przy organizowaniu w 1998 roku wystawy 1500 lat Szim — mozaiki prezbitera Tomasza w Pałacu Kazimierzowskim, na którą wykonał makietę bazyliki wczesnochrześcijańskiej, obecnie wystawionej w Muzeum Narodowym w Beit et-Din w Libanie. Te umiejętności, z pewnością po części wrodzone, rozwinął uzyskując uprawnienia w zawodzie renowatora zabytków architektury o specjalności sztukator w liceum renowacji zabytków architektury przy Zespole Szkół Budowlanych im. B. Pniewskiego w Warszawie.
Michał był spontaniczny i żywiołowy, brał z życia pełnymi garściami. Gdy trzeba było zdobyć fundusze, żeby zrealizować wymarzoną prospekcję w Libanie, sprzedał obrazy z kolekcji rodzinnej. Do Kairu przyjechał z dziewczyną, swoją drugą żoną, wzięli ślub w ambasadzie w Kairze – był to piękny ślub i piękne wesele w starym domu stacyjnym. Podobno w młodości boksował. Może to, a może co innego, w każdym razie odbiło się to na jego zdrowiu, z sercem miał problemy odkąd go znałam. One też zaważyły na jego losach, tych związanych ze Stacją i tych później, w Etiopii. Od ponad roku z trzecią żoną mieszkał w Warszawie, pracował w turystyce, planował kupno mieszkania, stabilizację rodzinną, pewnie marzył nadal o dalekich wyprawach. Organizm nie wytrzymał. Jednak nawet w śmierci pozostał wierny sobie – podarował swoje organy do przeszczepów.
Michale, Mike – jeszcze tyle jest do zrobienia, tyle dróg do przejścia. I żona do otoczenia troską, córeczka do wychowania, a Ty? Oj, zbyt szybko zboczyłeś Ty na tę ścieżkę do wieczności…