Nie będzie to biogram naukowy, bo ten pojawi się w innym miejscu, lecz osobiste wspomnienie o niezwykłej Osobie, którą znałam, bardzo ceniłam i zachowam w pamięci na zawsze.
Panią Profesor Zofię Sztetyłło poznałam w Warszawie zanim jeszcze przyjechałam w 1984 r. po raz pierwszy na wykopaliska do Pafos. Wtedy nie przypuszczałam, że spędzimy razem tak sporo czasu nie tylko na Cyprze. Po wielu latach dowiedziałam się, że to dzięki Jej mentorstwu oraz wsparciu p. prof. Marii L. Bernhard, mojej mistrzyni, kierownik tych badań, prof. W.A. Daszewski, zaprosił mnie do udziału w nich.
Pani Zosia, bo tak o Niej mówiliśmy w misji, za Jej przyzwoleniem, to człowiek-instytucja, postać nietuzinkowa: wybitny naukowiec, wspaniała towarzyszka doli i niedoli pafijskiej. Dobry człowiek, uporządkowana, systematyczna, niezwykle pracowita. Dzięki Niej poznałam tajniki epigrafiki greckiej i stempli amfor transportowych, co było głównym polem jej aktywności badawczej. Nie tylko nadzorowała prace na wykopach i opracowywała materiał epigraficzny i inne zabytki, ale też trzymała w ryzach gospodarkę finansową skromnymi dietami, ale też prowadziła kuchnię, gotowała, najczęściej na przemian z Elżbietą Daszewską i dyżurującymi członkami misji (dyżury pełniliśmy wszyscy).
Była powszechnie lubiana i uważana za osobę kontaktową i przyjazną. Tak napisał do mnie jeden z uczestników badań w Pafos: „Spędziłem dwa sezony w Nea Paphos w latach osiemdziesiątych i Pani Profesor udowodniła, że pracownicy i podwładni mogą czuć się na wykopaliskach jak w rodzinie. Zawsze będę pamiętał…”. Student, uczestnik wykopalisk tak ją wspominał: „zawsze ją pamiętamy, jej otwartość, błyskotliwy humor, bezpretensjonalność w stosunku do studentów.” Właśnie to było jednym z takich ważnych elementów, które budowały pozytywną aurę: pani Zosia wprowadzała domowa atmosferę, trochę nam wszystkim „matkowała”. Gdy ktoś wspominał Ją, to najczęściej padały określenia „Urocza pani Zofia, pamiętam ją dobrze”. Nasi cypryjscy przyjaciele misji i archeolodzy oczywiście mówili o niej Sofia (jej imię znaczy po grecku „mądrość”), a robotnicy cypryjscy, którzy dawniej pracowali z nami, nadzwyczaj ją szanowali i często przynosili a to owoce, a to słodycze, które uwielbiała, a to inne drobne prezenciki.
Profesor Sztetyłło posiadała niezwykły dar barwnego opowiadania przeróżnych historii z życia archeologów w misjach, w których uczestniczyła, mówiąc kolokwialnie pokładaliśmy się ze śmiechu. A było tych misji wiele: Mirmeki i Kalos Limen na Krymie (lata 50-te XX w., wtedy teren ZSRR), Palmyra w Syrii, Tell Atrib i Aleksandria w Egipcie. Najdłużej związana była z dwiema misjami prowadzonymi przez W.A. Daszewskiego: Nea Pafos od 1971 roku przez ponad 20 sezonów do roku 1997 oraz Marina el-Alamein w latach 1987–1996. W Pafos praktycznie rzecz biorąc, choć oczywiście nieformalnie, była prawą ręką kierownika, z Nią omawiał wszystko, tylko Ona była w stanie przedyskutować różne problemy i skłonić do kompromisowych rozwiązań. Była ostoją spokoju, nawet jak już wszystkim puszczały nerwy, pani Zofii tylko drgały policzki (po czym poznawałam, że naprawdę jest zdenerwowana), ale nigdy nie zdarzyło jej się podnosić głosu czy reagować niestosownie!
W Pafos uczestniczyłyśmy razem w 12 kampaniach i przez część z tego czasu miałam przyjemność dzielić pokój z panią Zosią, to również zbliża i pozwala poznać lepiej drugiego człowieka. Całą karierę zawodową związała z Uniwersytetem Warszawskim, a gdy osiągnęła odpowiedni wiek, zaczęła mówić o przejściu na emeryturę. Namawialiśmy ją szczerze i gorąco, żeby tego nie robiła, bo przecież mogła nadal pracować i bardzo chcieliśmy, żeby wciąż przyjeżdżała do Pafos na badania archeologiczne. Pozostała z nami jeszcze przez kilka kampanii, ale potem się wycofała, choć energii i wytrzymałości mógłby jej pozazdrościć niejeden. Namawiałam też wielokrotnie panią Zosię, żeby spisała swoje wspomnienia, bo naprawdę było co wspominać, jaj pamięć była kopalnią wiedzy o polskiej archeologii śródziemnomorskiej i Stacji (a potem Centrum) w Kairze i prowadzonych przez tę instytucję badaniach, ale niestety nie podjęła tego wątku.
Trudno się z tym pogodzić, że pani profesor Zosia odeszła. Zapamiętam ją trzymającą nieodłącznego papierosa i malutką filiżankę kawy dekorowaną różyczkami. Wielki żal, że nigdy już nie usłyszę tego charakterystycznego zaproszenia wypowiadanego ciepłym głosem, gdy się spotykałyśmy w Pafos na początku każdej kampanii: „Doczko, usiądź tu przy mnie i opowiadaj, co tam u Ciebie słychać”.
Αιωνἰα της η μνἠμη!
(w wolnym przekładzie: Cześć jej pamięci!)
Pafos, 09.11.2020
Ewdoksia Papuci-Władyka