Krystyna Polaczek (1948-2015)
Wspomnienie o Krystynie
Jeśli o kimkolwiek w naszym środowisku można powiedzieć, że przez ostanie blisko 40 lat była ucieleśnionym symbolem CAŚ, czy jak nie zważając na oficjalną terminologię i logikę geograficzną mówimy najczęściej „Stacji”, to tą osobą była właśnie Krysia. Znała nas wszystkich, niektórych od studiów, a kolejnych w miarę jak pojawiali się jako młodzi stypendyści czy członkowie misji. Nieważne czy było się archeologiem czy konserwatorem, czy fotografem, z Warszawy, Krakowa, czy Poznania, po prostu wchodziło się w orbitę Krystyny, a jeśli ktoś się tam nie znalazł, to tym gorzej dla niego, bo bardzo dużo tracił.
Dla starszych spośród nas Krysia była koleżanką z egipskich wykopalisk w Aleksandrii i Deir el-Bahari, z Kairu i wędrówek po różnych zakątkach Egiptu. Wspaniałym towarzyszem wypraw i zażartym egiptologiem. Dla młodszych pokoleń kojarzy się przede wszystkim z warszawskim biurem Stacji a później Centrum.
Jako studentka archeologii śródziemnomorskiej od pierwszego roku zakochała się w Starożytnym Egipcie (później to uczucie przeszło na Egipt jako taki) i pierwsze lekcje hieroglifów napawały ją dumą. Wiedziała, że egiptologia to jest to. Wraz z Ewą Laskowską, Sabiną Płatek i Andrzejem Niwińskim tworzyli na swoim roku studiów zwarty krąg przyszłych egiptologów, patrzący z pewną wyższością na młodsze roczniki i, jak los pokazał, pozostali związanymi z archeologią przyjaciółmi. Po studiach zaczęła pracę w Muzeum Narodowym w Warszawie, pełniąc między innymi obowiązki sekretarki prof. Kazimierza Michałowskiego. To właśnie Krysi prof. Michałowski dyktował fragmenty swoich wspomnień. W tym czasie też wciągała się w całą sferę zarządzania kairską Stacją i załatwiania spraw „niemożliwych do załatwienia” w rodzaju zdobywanie nieosiągalnych a niezbędnych dla misji produktów oraz wszelkiego typu zgód i zezwoleń. Jej talenty i wiedza przydawały się tak samo, gdy powstało na Uniwersytecie Warszawskim Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej i później w nowej rzeczywistości politycznej. Słynny był jej zeszyt z telefonami, który służył jej za podstawowe (obok rzecz jasna samego telefonu) narzędzie do rozwiązywania zawikłanych i jak się wydawało, zupełnie nierozwiązywalnych problemów. Żaden z dyrektorów Centrum nie mógłby sprawnie działać bez Krystyny i jej pomocy. Trzeba przyznać, że Krysia potrafiła być czasami w swoich działaniach denerwująco uparta, a nawet zasadnicza i bardzo niełatwo zmieniała zdanie, ale jednocześnie była pełna żywotności, świeżych pomysłów i dobrego humoru.
Krystyna Polaczek była strażniczką pewnej wizji i tradycji naszego środowiska, stale dbającą o to by nie uległo ono erozji i atomizacji, by respektowano „dżentelmeńskie” reguły gry i pamiętano o kolegach, którzy choćby z racji wieku nie brali już czynnego udziału w badaniach polowych. Stąd idea stacyjnego opłatka i zaduszkowej mszy za nieobecnych już kolegów. Pamiętała zresztą o wszystkim i o wszystkich, łącznie z gustami kulinarnymi kolegów spędzających Święta w Egipcie, którym trzeba było dosłać polskie przysmaki.
Nie można wspominać Krystyny w oderwaniu od spraw „kocich”. Poza archeologią, naszą firmą i Egiptem koty odgrywały w życiu Krysi rolę pierwszoplanową. Całe stada zbieranych z ulicy kotów, ale też psów, takich z którymi los się źle obszedł, okupowały z pełnym dostojeństwem grochowskie mieszkanie Krysi. Fakt, że przy ciągłej rotacji w tym towarzystwie, liczącym często ponad dwadzieścia zwierzaków, nigdy nie myliła ich imion, co zawsze budziło nasz podziw. Legendą stał się kot (Basbusa) wywieziony z Kairu, którego właściwa płeć została przez Krysię odkryta dopiero po ponad dziesięciu latach jego pobytu w Warszawie. Rozmowy o kotach i kociarskie akcje społeczne, a wreszcie kociarskie przyjaźnie to wszystko stanowiło integralną część postaci Krystyny.
O Krystynie można pisać długo i pewnie wielu przyjaciół będzie chciało swoje wspomnienia na tej stronie dopisać. O roli, jaką Krycha — często tak była przez nas nazywana — odgrywała w naszym środowisku przez ponad trzydzieści lat najlepiej niech zaświadczy fakt, że choć nie była wielkim profesorem, błyszczącą w międzynarodowym światku egiptologicznym gwiazdą, liczne grono przyjaciół i kolegów uczciło ją spontanicznie w 2013 roku „Festschriftem”, czy jak kto woli „Mèlanges offerts á….”. Książką może zupełnie nienaukową, ale będącą wyrazem naszej przyjaźni, sympatii i szacunku.
Krysiu, bardzo Ci dziękujemy, że pozwoliłaś nam być częścią Twego życia.
Piotr Bieliński
Warszawa, 6 września 2015